Coś mi nakazuje nie poddawać się – wywiad z Łukaszem Winiarskim „Razprozakiem” (część 2)

O tym, co to jest to coś, co nie pozwala mu się poddać, co go łączy z prezesem Kaczyńskim i jak wzmocnić mięśnie kręgosłupa moralnego rozmawiam w drugiej części wywiadu z Łukaszem Winiarskim „Razprozakiem”.

Jeśli ktoś nie zdążył jeszcze przeczytać pierwszej części wywiadu zapraszam tutaj: Chłopak, któremu się chce – wywiad z Łukaszem Winiarskim „Razprozakiem” (część 1) – Hussaryan.com.

23. 12 czerwca twojemu facebookowemu profilowi stuknęło 7 lat. Zrobiłeś jakieś podsumowanie swojej działalności?

Nie. Co prawda w zeszłym roku był pomysł (kiedy przeciągały się pracę nad moją książką) i nawet prowadziliśmy rozmowy z wydawcą przez krótki moment czy nie wypuścić zbioru moich najbardziej popularnych felietonów w formie ebooka. Uznałem, że może warto jeszcze troszkę zaczekać i uzbierać więcej tych mocnych tekstów i sprawić, żeby wydźwięk tej publikacji był jak najmocniejszy. Nie spieszy mi się z tym. Zobaczymy, być może w przyszłym roku wrócimy do tego pomysłu. Na razie skupiam się na tworzeniu nowych treści. Co do rocznicy to akurat zastała mnie, jak sama wiesz, na wyjeździe turystycznym więc nawet nie zrobiłem żadnej wzmianki. Ostatnio to chyba o piątej rocznicy informowałem na Facebooku. Teraz akurat nic nie wspominałem.

24. A planujesz?

Chyba nie skoro jest już kilka dni po fakcie a nie jest to okrągła rocznica. Widziałem, że ostatnio „Żelazna logika” dziesiątą rocznicę obchodziła. Także jeżeli chłopaki czytacie nasz wywiad to gratuluję. Świetny wynik! Mam nadzieję, że też dojadę do dziesiątki albo i dalej. O ile mi Facebook pozwoli, bo ostatnio wcale nie jest to takie pewne.

25. Tego ci życzę! W swoich tekstach często używasz określenia „lewactwo”. Co je odróżnia od lewicy?

Przede wszystkim, mimo tego, że się nie zgadzam z nimi fundamentalnie, to zdarzają się publicyści lewicowi, m. in. Jan Śpiewak, którzy potrafią swoje racje opierać w o wiele większym stopniu na argumentach niż statystyczny przedstawiciel tego środowiska. A poprzez „lewactwo” rozumiem te osoby ze środowiska, które operują wyłącznie na emocjach i których celem jest zakrzykiwanie argumentów osób, które posiadają argumenty. Jest to rzeczywiście maksymalnie pejoratywne określenie i używam go z pełną premedytacją właśnie w ramach rozróżnienia od osób o poglądach lewicowych. Jeśli ktoś prześledzi dokładnie mój profil to zauważy, że często piszę też o osobach lewicowych. Nie każdy, kto ma poglądy lewicowe jest przeze mnie automatycznie klasyfikowany jako „lewactwo”. Jest to faktycznie mocne słowo. Być może nawet z perspektywy chrześcijanina powinienem częściej gryźć się w język kiedy tego słowa używam, ale jako forma rozróżnienia od typowych osób lewicowych w jakimś stopniu uspokaja to moje sumienie. Staram się całej swojej działalności nie używać jako wyładowywania nienawiści wobec osób, które, moim zdaniem, wyrządzają ogromną krzywdę Polsce tylko staram się jak najmniej używać ostrych słów a jak najwięcej mocnych argumentów.

26. Zostając w temacie, zauważasz na lewicy coś pożytecznego, pozytywnego?

To jest dobre pytanie… Nie wszystko, co w teorii głosi lewica jest przeze mnie automatycznie odbierane jako złe. Nie zależy mi, że tak to delikatnie ujmę, na tym, żeby ludzie mówili o mnie „publicysta prawicowy”, przy czym nie jestem też miłośnikiem bycia centrystą. Nie uważam, żeby mówienie „i lewica i prawica się myli więc ja sobie przycupnę cichutko w centrum” było słuszną drogą. Często taka postawa jest efektem albo lenistwa, czyli niechęci do zdobywania wiedzy albo efektem tchórzostwa, czyli strachu przed presją. Najwygodniej się nie wychylać, gdzieś tam z boczku sobie stanąć… Możesz powtórzyć pytanie, bo jak zwykle człowiek-dygresja uciekł od tematu.

27. Czy zauważasz cokolwiek pozytywnego na lewicy?

A, OK. Nawet z samym Marksem, w niektórych jakichś wąskich zakresach kilka wspólnych mianowników bym pewnie znalazł. To znaczy w okresie, kiedy on wszczynał swoją rewolucję to rzeczywiście miał podstawy żeby ją wszczynać, bo faktycznie był wyzysk, było złe traktowanie robotników i absolutnie nie mówię, że on opowiadał same bzdury czy że opierał się na kłamstwach. Nie. On był na tyle inteligentnym człowiekiem, że swoją rewolucję zbudował na podstawie wielu niepodważalnych faktów. Był wyzysk, było złe traktowanie przez osoby uprzywilejowane osób pozbawionych przywilejów. Te zjawiska patologiczne były, są i prawdopodobnie będą pod każdym systemem politycznym. Marksizm dobitnie udowodnił, że nie jest systemem, który by te nierówności zasypywał. Jak wspomniałem w swojej książce, ta doktryna opiera się na tym, że generuje kolejne konflikty. Bez tego nie jest w stanie funkcjonować, musi skłócać ludzi. Sam fakt, że wstawili się za robotnikami i uciemiężonym ludem – tego nie neguję. W teorii na lewicy mają pod tym względem trochę racji, co nie oznacza, że prawica powinna być klasyfikowana jako ten system, który domaga się ciemiężenia. To nie jest aż tak prosty podział. Gdybym dostał trochę więcej czasu do namysłu to prawdopodobnie znalazłbym jeszcze kilka punktów.

28. Możemy wrócić do tego pytania później.

OK. Przejdźmy dalej. Może coś jeszcze mi się przypomni.

„Zbyt ważne jest dla mnie to,

co chcę przekazać światu żebym się poddał.”

29. W swojej domowej biblioteczce mam półkę wypolerowaną i czekającą na twój tomik poezji. Jak długo będzie pusta?

(Śmiech) To jest o tyle trudne pytanie, że ja sam podchodzę do swojej, nawet nie nazwę tego poezją, ja strzelam rymowanki…

30. Razprozak na maturę!

(Śmiech) To chyba kwestia dalekiej przyszłości. Może jeżeli kiedyś, jakimś cudem, troszkę się unormalizuje sytuacja na świecie, być może stworzę jakąś taką bardziej wesołą twórczość poetycką. W tym momencie faktycznie bardzo mocno z tego zrezygnowałem, co sporo czytelników słusznie mi zarzuca, chociażby biorąc pod uwagę nazwę mojego profilu, która wskazuje, że tego rymu powinno być dużo a odszedłem od niego dosyć mocno. To znaczy OK, żeby znowu nie popaść w fałszywą skromność uważam, że mam łatwość do tworzenia rymowanek, ale jako taki poetycki leń uważam, że nie potrafię dopieścić tych moich wierszyków do poziomu, który powodowałby, że chciałbym to wydać w jakimś osobnym tomie. Nie napisałem tego ani wystarczająco dużo ani wystarczająco dobrze, może kilka takich wierszy by się znalazło, ale to by była bardziej broszurka, która (bo ja dosyć krytycznie patrzę na siebie pod tym kątem) nadałaby się do wydania. To miałoby raczej kilkanaście stron a nie kilkadziesiąt. Przynajmniej w mojej takiej dosyć surowej ocenie. Więc na razie nie, ani w tym ani w przyszłym roku. Chyba że faktycznie wydałbym tomik ze swoimi najlepszymi tekstami to bardzo możliwe, że przeplatałbym je rymowankami dla urozmaicenia takiej książki. Miło mi, że takie miejsca na swojej półce dla mnie trzymasz, ale być może te czasy nie pozwalają mi skupić się na tyle na rymowaniu. Nie czuję nastroju do tego. Wolę raczej całą swoją energię, która też jest ograniczona, poświęcać na pomaganie ludziom w zbieraniu argumentów i w otwieraniu im oczu na to, jak zakłamana jest nasza rzeczywistość. W motywowaniu ich do tego, żeby może postarać się to troszkę zmienić.

31. Zróbmy teraz klasycznego, chamskiego clickbaita „3 fakty, o które nie podejrzewaliście Razprozaka”.

Wow… Mocne pytanie… Jeden mi już odpada, bo sam się przyznałem, że byłem ignorantem. A uważam, że niektórzy mogliby być zaskoczeni, bo mało kto w ten sposób o sobie pisze. Ale tego nie mogę napisać, bo to już o mnie wiecie. OK, to może to, bo chyba o tym akurat nigdzie nie napisałem a jeżeli już to tylko tak ogólnikowo. Nie chciałbym oczerniać teraz środowiska, z którego się wywodzę, ale rzeczywiście moi znajomi, moi koledzy z klasy, koledzy z pracy, ze studiów – nie mam wśród nich osób o poglądach zbliżonych do moich. Raczej wywodzę się ze środowiska, w którym gdyby wszyscy moi znajomi wiedzieli co napisałem to dla wielu z nich byłbym pewnie czarną owcą. Przy czym wiele z takich osób uważam za… Nie chcę użyć słowa „ignorantów”, bo to by zabrzmiało nie tylko arogancko, ale i niegrzecznie wobec nich, ale za osoby, które mają po prostu inne priorytety życiowe i nie mają wystarczająco dużej wiedzy politycznej, żeby usiąść ze mną do dyskusji. Chcę tu tylko zaznaczyć, że tak samo ja nie usiądę do dyskusji np. z profesorem Andrzejem Nowakiem czy Rafałem Ziemkiewiczem. To jest dosyć obiektywny osąd. Jeżeli ktoś nie ma wiedzy, nie przeczytał żadnej książki na temat komunizmu to tak naprawdę o czym z taką osobą rozmawiać? Wychowałem się w środowisku, które mało ma wspólnego z ideami patriotyzmu, które mało wie o skali zniszczeń, które w Polsce dokonał komunizm. OK, to by było pierwsze…

32. Kolejny fakt? Może być autentyczny!

(Śmiech) Strzelę z grubej rury… Razprozak jak prezes Kaczyński nie ma prawa jazdy (śmiech). Mocne, ale prawdziwe.

33. Łooooo… (śmiech) Pozamiatałeś. Ciężko to będzie przebić.

Być może zrobię za jakiś czas, ale nie było mi nigdy potrzebne do życia. Dwa razy oblałem na mieście, potem zdarzyła mi się wycieczka zagraniczna i od tamtej pory nie mogę się zebrać do tego. Trzeci… Nie wiem czy mnie czytelnicy o to podejrzewają, ale nie mam żony ani dzieci. Z braku lepszego pomysłu niech to będzie trzeci fakt.

34. Całą swoją działalnością publicystyczną stawiasz światu dość druzgoczącą diagnozę: marksizm, czyli rak z przerzutami. Podkreślasz to, że psycholewica przejęła media, panoszy się w polityce, kulturze i w zasadzie ta normalność jest dość mocno w defensywie. Co to jest to coś, co nie pozwala ci złożyć broni w obliczu tak potężnego przeciwnika?

Tu być może zahaczamy o jakieś zjawisko metafizyczne, bo nie jestem w stanie tego merytorycznie uzasadnić. Sam się zdziwiłem. Musimy znowu wrócić do tego, o czym powiedziałem, do tego punktu przełomowego. To ciekawe! Moment, w którym wywiesiłem białą flagę był momentem prowadzącym mnie w jakiejś skali do zwycięstwa, które odniosłem dzięki napisaniu tej książki. To tak jeśli chodzi o moją karierę zawodową, bo napisanie tej książki pomogło mi uniezależnić się finansowo na tyle, że mogę teraz skupić się na pracy nad drugą książką. Mam nadzieję, że powstaną kolejne. Więc moment, który dla wielu kojarzy się z porażką dla mnie okazał się, co było dla mnie dużym zaskoczeniem i do dzisiaj jest kiedy o tym myślę… Ta porażka spowodowała, że zrozumiałem właściwie po paru dniach, że nie ma dla mnie innej drogi. Że to nie jest kwestia mojego wyboru. Coś mnie tam po prostu w środku w tę stronę pcha. Coś mi nakazuje nie poddawać się. Coś mi mówi, że tchórzostwo czy ucieczka nie poprawi ani sytuacji świata ani nawet mojej. To jest ważny argument, bo gdyby to sprawiało, że zrezygnuję z walki o lepszy świat, ale moja sytuacja się dzięki temu poprawi to wiele osób w takich okolicznościach zrezygnowałoby. Do mnie dotarło, że to nie poprawia sytuacji świata ani mojej. Musiałbym stać się konformistyczną, za przeproszeniem, szmatą i dostosować się do świata, który uważam za zbudowany na złych fundamentach. Mam nadzieję, że nigdy do takiego stanu nie dojdę. Ale nie mogę się zapierać. Nie tacy jak ja gadali, że nigdy nie zdradzą. Trzeba starać się pielęgnować w sobie pokorę i starać się umniejszać swoje mniemanie o sobie samym. Staram się troszkę pod tym względem trenować chociażby słuchając paru mądrych ludzi, czytając książki mądrych ludzi, którzy pomagają mi stać twardo na ziemi i nie bujać w obłokach. Nie jestem w stanie tego wytłumaczyć co konkretnie powoduje, że dalej to robię. Jeszcze taką ciekawostkę zauważyłem w ostatnich latach, że im jest trudniej wokół nas, im bardziej skomplikowana jest rzeczywistość a nie oszukujmy się, rzeczywistość była bardzo skomplikowana jeszcze przed tym całym kowidowym zamieszaniem. Kiedy przyszedł kowid to momentami zastanawiałem się o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi, nie rozumiałem już zupełnie swojej misji w tym. Nawet w tych sytuacjach całkowitego zwątpienia nie mam w ogóle w ostatnim czasie momentów, w których mógłbym uznać, że OK, pora się poddać, może jednak to nie dla mnie. Ostatnio mnie w ogóle nie nachodzą takie myśli. Nawet kiedy miałem duże problemy zdrowotne przy pisaniu tej książki. Był taki moment, kiedy wydawało mi się, że byłem już ostatnią osobą, która wierzyła, że ta książka w ogóle powstanie… Pomyślałem wtedy „problemy zdrowotne, takie, śmakie – to mnie nie zatrzyma. Prędzej czy później będę ją musiał dokończyć. Za daleko zaszedłem. Zbyt ważne jest dla mnie to, co chcę przekazać światu żebym się poddał”. To był taki moment przełomowy dla mnie.

35. Czyli nie wiemy co to jest, ale to coś bardzo silnego?

Być może jest to jakaś forma powołania. Jedni mają powołanie do kapłaństwa, inni do małżeństwa, do macierzyństwa. Może to jest moje przeznaczenie, żeby walczyć i albo zginąć z moimi ideami albo być, tak jak wspomniałem, jedną z cegieł, które pozwolą zbudować mur, który nas obroni. Jeśli tak to uznam, że moja misja była warta tych wszystkich trudów. A jeżeli nie to i tak uznam, że innej drogi dla mnie nie było. To nie była kwestia, że usiadłem i zastanawiałem się co mam robić, czy warto czy nie. Nie zrobiłem sobie bilansu zysków i strat. To jest po prostu silniejsze ode mnie.

36. Wspomniałeś o pandemii. Czego ci najbardziej brakowało w tym dziwnym czasie?

Tu się może wypowiem troszkę egoistycznie, ale mi brakowało i brakuje do dzisiaj tego, że był taki moment tuż przed pandemią kiedy wydawało mi się, że OK, teraz już mniej więcej wiem jak ten świat wygląda. Mniej więcej go rozumiem i wiem, z czym mam walczyć. I nagle posypało się wszystko. Nagle przestałem rozumieć gdzie jest główne zagrożenie i z czym powinienem walczyć, co jest priorytetem. Tutaj świat stoi na głowie, ekonomia stoi na głowie, część ludzi też umiera, część popada w jedną skrajność, część w drugą i gdzie powinno być moje miejsce w tym wszystkim. Czy ja powinienem w takiej spolaryzowanej rzeczywistości nadal zajmować się marksizmem czy powinienem się przekwalifikować i nagle walczyć z kolejnym wrogiem. W tamtym momencie czułem się jak Don Kichot, któremu doszły kolejne wiatraki do walki. Brakuje mi tego poczucia względnej pewności, że idę właściwą drogą. Nie jestem w stanie walczyć ze wszystkimi bolączkami tego świata. Nawet gdybym był chorobliwie ambitny to nie miałoby żadnego sensu. Uznałem, że lepiej się skupić na tym, w czym już łapię jakąś swoją specjalizację. Ale brakuje mi tego poczucia pewności, światopoglądowego bezpieczeństwa. Nawet, jeżeli ta droga, którą szedłem przed pandemią ,była trudna to przynajmniej byłem pewny, że mogę się z czystym sumieniem skupić tylko na tym. Coraz bardziej dociera do mnie, że świat jest na tyle skomplikowany, że gdybym chciał uważać się za osobę, która jakoś całościowo próbuje go naprawić to musiałbym o wiele bardziej rozszerzyć zakres moich zainteresowań publicystycznych. Na dzisiaj tego nie przewiduję. Brakuje mi tego, ale mimo wszystko podjąłem decyzję, żeby iść dalej tą drogą, którą intuicyjnie czuję, że jest moja.

37. Nie pamiętam gdzie zamieściłeś taką informację, ale napisałeś kiedyś, że jak pracowałeś nad swoją książką to rzuciłeś pracę i spłukałeś się z oszczędności. Jesteś typem brawurowego ryzykanta czy po prostu bardzo mocno wierzyłeś w sukces „Manifestu antykomunistycznego”?

Tak, to było szalone i to nie jest pierwsza szalona decyzja w moim życiu. O, być może mógłbym tu powiedzieć o tych trzech rzeczach, o które nie podejrzewają mnie czytelnicy, ale to chyba zachowam dla siebie. Być może za jakiś czas będę gotowy żeby się podzielić tego typu historiami, ale na razie lepiej żebym to zachował dla siebie. Jestem osobą, która w sytuacjach nietypowych potrafi czasem podjąć takie ryzyko. To był moment, w którym chciałem sam sobie dać odpowiedź na pytanie czy faktycznie poważnie traktuję swoją misję. Jest gigantyczna różnica między stworzeniem dobrego felietonu a stworzeniem książki, czyli całościowego projektu, który musi mieć swoją hierarchię. Nigdy wcześniej nie udało mi się czegoś takiego stworzyć i było takie ryzyko, taki strach czy ja się nadaję. Zaryzykowałem na pewno dużo. Faktycznie żyłem z oszczędności, chociaż miałem też zabezpieczenie od wydawcy, który zapewnił, że w razie czego jakieś tam wsparcie w formie zaliczki mi wypłaci, ale udało mi się z własnych oszczędności utrzymać do czasu aż książka zostanie wydana. Na szczęście przedsprzedaż poszła o wiele lepiej niż ja, jak i wydawca, się spodziewaliśmy. Zwłaszcza biorąc pod uwagę pocięte zasięgi. Mogę tylko zdradzić, że z wydawcą w pewnym momencie rozmawialiśmy o tym, że jeśli uda się przynajmniej tysiąc egzemplarzy sprzedać no to nie będzie tragedii. Chociaż moim celem były trzy tysiące i od tego uzależniałem czy faktycznie na pewno warto iść tą drogą. Na szczęście już jest ponad dwa razy więcej. Pod względem finansowym jest super. Wiadomo, mogłoby być jeszcze lepiej, ale jeżeli poniosłem jakąś porażkę przy tym projekcie to pod względem tego, że nie spełniły się moje kosmiczne ambicje, czyli ważne pytanie: czy udało mi się zmienić Polskę? Nie udało mi się, więc zakasam rękawy i będę działał dalej do momentu kiedy albo przegram w tej walce albo uda mi się osiągnąć moje bardzo ambitne cele. Myślę, że warto sobie stawiać bardzo ambitne, może nawet kosmiczne cele. Nawet ze świadomością, że osiągnięcie ich w 100% jest niemożliwe. Myślę, że stawianie poprzeczki bardzo wysoko ułatwia osiąganie tych celów, które są nawet trochę poniżej. Trzymam się tej zasady i na razie zamierzam kontynuować tę drogę.

38. Wróćmy do pytania o pozytywne rzeczy u lewicy.

Trudne to pytanie… Nie wiem czy to się zakwalifikuje bezpośrednio jako plus lewicy, ale jeśli chodzi o mniejszości to niekoniecznie mi się podoba podejście u osób zwłaszcza o skrajnie prawicowych poglądach. U wielu ludzi to polega wręcz na tym, że jeśli jest jakaś mniejszość to od razu trzeba jej grozić czy kwalifikować jako wrogów Polski czy cywilizacji. W niewielkim zakresie z lewicą może mnie łączyć to, że ja staram się nie generalizować więc mamy taką płaszczyznę, że nie każdy, kto jest innej rasy czy orientacji seksualnej to nie każdą z tych osób traktuję jako wroga cywilizacji. Są różni ludzie. Staram się podchodzić do tego w miarę tolerancyjnie. Przy czym z lewicą mocno się różnię w kwestii tego, jak to powinno wyglądać. Lewica sobie wymyśliła na to taki sposób, że właściwie każda mniejszość musi być chroniona jak roślina w rezerwacie, że mniejszość powinna mieć prawo wchodzić (i nie mówię tu o lewactwie, ale już nawet o lewicy) na głowę większości, z czym ja się nie zgadzam. Ale żeby nie wybielać prawicy nie podoba mi się to, że ona z kolei w drugą skrajność popada. Często widzę takie zachowania, też w komentarzach czasami. Obrażanie kogoś tylko dlatego, że jest innej rasy czy innej orientacji nie jest zbieżne z moimi poglądami. Uważam, że nie wolno generalizować i wszystkich do jednego worka wrzucać. Na niektórych płaszczyznach mamy wspólne mianowniki, ale raczej faktycznie niewielkie szczerze mówiąc. Najlepiej świadczy o tym fakt, że teraz nie jestem w stanie sobie zbyt wielu takich aspektów przypomnieć. Może gdybyś mi dała dzień czy dwa do namysłu to pewnie bym sobie kilka przypomniał, ale zawsze powtarzam, że jestem lepszym pismakiem niż mówcą. Nie potrafię czasem z głowy jakiegoś prostego przykładu podać.

39. Wróżysz Polsce taką skalę szaleństwa, o jakim piszesz w Stanach?

Obawiam się, że tak. Polska przez Katyń, przez wymordowanie naszej elity nie ma takich tradycji wolnościowych, jakie ma Ameryka. Ameryka ma wręcz zaskakująco wielu takich ludzi, którzy robią dużo dobrego żeby zatrzymać to szaleństwo. W Polsce takich osób jest tak naprawdę stosunkowo mało. Są publicyści, którzy coś tam próbują mniej lub bardziej udolnie punktować. Nie chcę tu znowu wyrazić się jakoś arogancko, z braku lepszych słów, że ja się czuję jakoś osamotniony, jakbym był jedynym na froncie, bo absolutnie tak nie jest. Są osoby, które prawdopodobnie nawet lepiej niż ja z tym walczą, ale nie ma nas dużo. Takich osób, które starają się unaocznić ludziom, że marksizm dalej żyje, że innymi metodami próbuje teraz podpalić świat nie ma niestety zbyt wiele. Nawet wśród prawicowych publicystów są tacy, którzy (nie będę tu sypał nazwiskami, ale jedno konkretne przychodzi mi do głowy) uważają, że to co się dzisiaj dzieje nie ma nic wspólnego z marksizmem. Że to jest tylko postmodernizm czy inne tego typu zmutowane pojęcia, z czym ja się akurat kompletnie nie zgadzam. Trochę mnie nawet boli, że osoba, która uchodzi za autorytet w tej akurat kwestii trochę się popisuje ignorancją. Chętnie bym zobaczył jak ta osoba dyskutuje z argumentami, które w swojej książce zawarłem. Bardzo wiele stron mojej książki opiera się nie na moich opiniach tylko na faktach, na twardych dowodach. Starałem się jak najbardziej unaocznić to, że to wszystko ma faktycznie związek z komunizmem. Dla mnie ta sprawa jest jasna. W kolejnych książkach też zamierzam to dodatkowo akcentować. I mam nadzieję, że pojawi się więcej osób, które spowodują, że takie osoby jak ja będą się czuły mniej osamotnione w tej walce. Bardzo bym się ucieszył, gdyby okazało się, że moja książka, nawet jeżeli ona sama nie zmieni świata, zainspirowała kogoś, kto będzie 10 razy lepiej ode mnie walczył, demaskował to itd. Byłbym niesamowicie dumny, gdybym nawet nie mając nic z tego, zainspirował kogoś do tej naprawy świata. To byłoby super! Zachęcam właściwie każdego, kto ma w sobie trochę chęci, inicjatywy i kto sobie może na to pozwolić – byłoby super, gdyby było nas więcej. Liczba naszych wrogów w stosunku do nas to jest naprawdę gigantyczna dysproporcja.

40. Zakończmy akcentem z branży fitness. Jakie ćwiczenia polecasz na wzmocnienie mięśni kręgosłupa moralnego?

Ja wiem, że mamy taką tendencję jako ludzie do tego żeby (i ja jako pierwszy postawię się w tym rzędzie) szukać przejść na skróty, żeby omijać niewygodne dla nas trasy, ale tutaj absolutnie nie ominiemy tej drogi, która polega na tym zdobywaniu wiedzy i to nie w jakiś taki abstrakcyjny sposób tylko trzeba czytać książki. Ja na razie napisałem jedną, ale mówię w liczbie mnogiej, czyli nie uważam, że jak ktoś przeczyta moją to już posiądzie całą wiedzę tego świata, sorry. Gdybym napisał 4 tysiące stron tej książki to mógłbym, będąc bardzo aroganckim, coś takiego powiedzieć. Ale przeczytanie choćby jednej jest nieporównywalnie lepsze niż nie przeczytanie żadnej. Jeżeli podpadłem komuś w jakiejś dyskusji w komentarzach, bo mam czasami niewyparzony język, nie ma problemu: niech nie czyta mojej. Niech czyta inne. Tylko niech po prostu zdobywa wiedzę o komunizmie. Moim zdaniem tej drogi nie da się obejść, nawet jeżeli jest niewygodna i zasłaniamy się brakiem czasu, wieloma obowiązkami. Jeżeli chcemy mieć czyste sumienie i marzyć o życiu w rzeczywistości mniej szalonej niż ta, która już zaczyna przejmować Amerykę i zaraz dotrze do nas to niestety bez zdobywania wiedzy, argumentów nie przeskoczymy tego. Nie uważam za słuszny tego argumentu, że ktoś uważa, że „ode mnie to nic nie zależy”. Nieprawda! Od każdego z nas sporo zależy. Jeżeli tylko mamy kontakt z innymi ludźmi, jeżeli ktoś nam w dyskusji próbuje na siłę swoje argumenty narzucić, jeżeli ta osoba nie spotka się z naszej strony z odzewem to znaczy, że nasze ideały są gówno warte albo nie mamy poglądów albo jesteśmy za słabi żeby je obronić. Tego nie przeskoczymy bez zdobywania wiedzy. To jest absolutnie numer jeden. Inne mi teraz na szybko do głowy nie przychodzą.

41. Czyli ogólnie jest nadzieja, nie?

Oczywiście jest nadzieja. Może mój sceptycyzm wynika po części z faktu, że ja się dużo babram w tym bagnie i trochę przeraża mnie skala tego, czego się dowiaduję. Pisząc swoją pierwszą książkę bardzo wiele się sam dowiedziałem. Pisząc drugą też teraz dowiaduję się rzeczy, które przerażają mnie. Babram się w takim bagnie, które siłą rzeczy powoduje, że ciężko mi patrzeć z wielkim optymizmem na przyszłość świata. Nie chcę, żeby to zabrzmiało jako jakieś moje ględzenie, że wszystko stracone, że już jest koniec, że nic się nie da zrobić. Broń Boże! Nie o to chodzi. Gdybym uważał, że nic się nie da zrobić to bym nie napisał tej swojej książki tylko poszedłbym w beletrystykę. Napisałbym jakąś książkę przygodową, zrobiłbym pewnie większą kasę. Może bym poszedł do Agory z tym (śmiech). Zrobiliby mi kampanię, gdyby książka była dobra. Ale wierzę, że coś jeszcze można zrobić. To wewnętrzne coś, o czym rozmawialiśmy nie pozwala mi się poddać. To też zarazem nie pozwala mi stracić resztek optymizmu. Jest ciężko, jest bardzo źle, kiepsko i czarno to wygląda. Absolutnie nie chcę przez to powiedzieć, że wszystko stracone, że sprawa przegrana. Musimy robić swoje. Musimy próbować motywować ludzi do zdobywania wiedzy. Nawet jeżeli nie do nakłaniania ludzi do tego, żeby myśleli tak, jak my to przynajmniej żeby otwierali oczy i rozumieli, że ci, którym zaufali, czyli lewica ma bardzo wiele brudu za paznokciami i dużo ułudy w swoim nauczaniu. I że może warto z troszkę większym dystansem podchodzić do tego, co mówi.

42.To bardzo ładnie powiedziałeś. Tym optymistycznym akcentem możemy zakończyć.

Miło mi się z tobą rozmawiało, Edytko. Fajny wywiad i nietypowe, oryginalne pytania.

43. Dziękuję, miło to słyszeć. No i czekamy na kolejną książkę.

Łukasz, który zaczyna mówić o swojej działalności to jest żywioł nie do zatrzymania, dlatego opublikowałam wywiad w dwóch częściach. Z całą pewnością warto śledzić poczynania tego chłopaka, bo coś mi się wydaje, że jeszcze ładnie namiesza w tym kraju. Inteligentny, odważny, skromny. Powiedział, że to nie wypada żeby samemu określać się mianem „patriota” więc napiszę to ja: Patriota przez duże „P”.

Książkę Łukasza można zamówić tutaj: (JUŻ JEST!) Manifest Antykomunistyczny („Razprozak” czyli Łukasz Winiarski) Biblioteka Wolności – oficjalna księgarnia Najwyższeg Czasu! (sklep-niezalezna.pl)

Moją recenzję „Manifestu antykomunistycznego” przeczytacie tutaj: Autostrada do psychozy. Recenzja „Manifestu antykomunistycznego” Łukasza Winiarskiego „Razprozaka” – Hussaryan.com

Fejsbukowy profil Łukasza znajdziecie tutaj: Raz prozą, raz rymem – walczymy z propagandowym reżimem | Facebook

Fot. Angelika Różanecka