Irena Sendler

Sekrety Ireny Sendlerowej

Jest w Polsce jakaś taka nieporadność w podejściu do ludzi, którzy czegoś ważnego dokonali. Nie wiemy co robić z takimi ludźmi: jak o nich mówić, jak o nich pisać. Pierwsza grupa stawia takim bohaterom nieskalane pomniki: idealizuje dokonania, wyolbrzymia zalety a wady czy błędy topi w milczeniu. To uruchamia natychmiast grupę drugą: oponentów, którzy polemizują z sukcesami takiego bohatera, skupiają się na rysach i podkreślają potknięcia. Tymczasem wszystko, co najciekawsze leży gdzieś pośrodku. Tak też jest w historii Ireny Sendlerowej.

W moim przekonaniu reprezentantami odpowiednio pierwszej i drugiej grupy są autorki książek o Irenie Sendler: Anna Mieszkowska („Dzieci Ireny Sendlerowej”) oraz Anna Bikont („Sendlerowa. W ukryciu”) i nawet zaryzykuję stwierdzenie, że czytanie tylko jednej z nich i budowanie na jej podstawie swojej opinii jest niebezpieczne. Książki te są komplementarne. Powinny być sprzedawane wyłącznie w pakiecie. Dzięki nim poznajemy kilka mniej znanych faktów z życia Ireny Sendler.

  1. Nie jest znana dokładna liczba żydowskich dzieci, które pomogła ratować Sendlerowa

Sendlerowej przypisuje się udział w uratowaniu ok. 2500 żydowskich dzieci, jednak nie mamy dostępu do żadnych dokumentów, które mogłyby tę liczbę zweryfikować. Wojna to czas, w którym łatwo o zniszczenie śladów, a działalność konspiracyjna polegała właśnie na ukrywaniu lub fałszowaniu prawdy. Jednak czy ta liczba ma faktyczne znaczenie? Wszystkim ochoczo wyrywającym się do matematycznych obliczeń warto przypomnieć jak dużo kosztowało Polaków uratowanie jednego Żyda. Polska była jedynym okupowanym krajem na świecie, w którym Niemcy wprowadzili „prawo” mówiące o tym, że za pomoc okazaną Żydowi groziła śmierć nie tylko konkretnej osobie, która tę pomoc okazała, ale także całej jej rodzinie.

  1. Sendlerowa nie wyprowadzała dzieci z getta samodzielnie

Była raczej geniuszem organizacyjnym na płaszczyźnie logistycznej. Zagrożonemu dziecku należało znaleźć ścieżkę wyjścia z getta, dotrzeć do ludzi, którzy mogliby to dziecko wyprowadzić, ustalić z chirurgiczną precyzją szczegóły tego wyjścia, zorganizować tymczasowy punkt opieki a następnie docelowe miejsce ukrycia. Wszystko wymagało zgodności w dokumentacji, aby nie budzić podejrzeń niemieckiego okupanta.  Sendlerowa dbała również o żydowską tożsamość dzieci. Oficjalnie otrzymywały fałszywe nazwiska, ale Irena gromadziła także ich prawdziwe dane licząc na to, że po wojnie będą mogły zostać odnalezione przez swoich krewnych. Organizowała także pomoc finansową dla ludzi i placówek, które zgadzały się ukrywać u siebie żydowskie dzieci. Ocalałe maluchy pobierały lekcje, mające uwiarygodnić ich nową tożsamość: były uczone polskiego języka, tego, w jaki sposób się przeżegnać, jak wymówić swoje nowe nazwiska i miejsca pochodzenia. Sendlerowa była centralnym punktem liczniejszej siatki osób, zaangażowanych w pomoc żydowskim dzieciom.

  1. Sendlerowa mieszała fakty i daty…

… co dość tryumfatorsko wytykała jej Anna Bikont w książce „Sendlerowa. W ukryciu”. Bardzo łatwo jest oceniać wydarzenia z perspektywy dziennikarskiego biurka. Jednak rzeczywistość, w której wystarczyło przekroczyć mury getta, by na każdym kroku potykać się o małe trupki żydowskich dzieci, nakryte gazetami; rzeczywistość, w której strach o życie swoje i swoich bliskich można było wciągać z każdym oddechem najprawdopodobniej wywołała zespół stresu pourazowego (PTSD) – reakcję organizmu na traumatyczne przeżycia, z którymi psychika nie potrafi sobie poradzić . Jednym z jej objawów jest częściowa lub całkowita niezdolność do odtworzenia niektórych ważnych okoliczności, towarzyszących przeżytej traumie. Nawet jeśli Sendlerowa mieszała daty, nazwiska czy fakty to skala wydarzeń, w jakich uczestniczyła nie powinna dawać prawa żadnemu reportażyście do bezrefleksyjnego posądzania jej o umyślne kłamstwo.

  1. Była aktywną działaczką partii komunistycznej…

…więc zgodnie z ustawą dekomunizacyjną wszystkie ulice, szkoły czy placówki noszące imię Towarzyszki Sendlerowej powinny zmienić nazwę. Zdaniem Elżbiety Ficowskiej, najmłodszego uratowanego przez Sendlerową dziecka, przynależność do partii pozwalała Irenie pomagać Żydom na większą skalę dzięki wpływom. Twierdzi ona również, że Sendlerowa „musiała należeć do PZPR żeby robić karierę”. Faktem jest, że była w partii od początku jej istnienia, tj. od 1948 aż do 1968r., choć niektóre źródła podtrzymują, że była w partii do jej rozwiązania. Pełniła w niej także wysoką funkcję.

  1. Nie miała dobrego kontaktu z własnymi dziećmi

Janina Zgrzembska, córka Ireny powiedziała kiedyś Annie Bikont: „Mamy nigdy nie było w domu. Swoje uczucia, swój czas oddawała innym, a ze mną i bratem uprawiała pedagogikę telefoniczną: kontrola dotycząca zjedzonego posiłku, odrobionych lekcji.” W rozmowie z Andrzejem Wolfem Janina także podkreślała częste nieobecności matki w domu: „Moja mama dzieli się całą sobą z całym światem. Niezwyczajność mojej mamy polega na tym, że wszystkie dzieci miały mamę, a ja mamy nie miałam. Miałam gosposię”. Kiedy szła do pierwszej klasy odprowadzała ją przyjaciółka Ireny, bo żadne z rodziców nie miało na to czasu. Janinie towarzyszyło silne poczucie żalu – ważnych dziecięcych chwil, w których nie mogła być obecna jej mama już nic jej nie zrekompensuje.

  1. Była lewicującą ateistką o dość „postępowym” światopoglądzie

Jako 24-latka pochodząca z tzw. dobrego domu pracowała w dziale Obywatelskiego Komitetu Pomocy Bezrobotnym, zajmującym się pomocą prawną dla matek nieślubnych dzieci. W ośrodku znajdowały się kobiety z nizin społecznych, skrajnie ubogie, niewykształcone, a w latach 30. XX wieku ich nieślubne dzieci dawały społeczne przyzwolenie do nazywania ich „kobietami upadłymi”. Te matki młodziutka Sendlerowa uczyła jak leczyć się z chorób wenerycznych i jak zapobiegać zajściu w ciążę, edukowała je w delikatnej dziedzinie ich seksualności oraz namawiała, aby nie stosowały przemocy w procesie wychowawczym swoich pociech. Wielu pomogła odnaleźć ojca dziecka i często z powodzeniem przekonywała do płacenia alimentów. W każdym człowieku szukała dobra i piękna. Każdy był dla niej ważny. Dla każdego chciała jak najlepiej.

  1. Rozpadły się oba jej małżeństwa

W 1931 roku Irena wyszła za mąż za Mieczysława Sendlera. Został on zmobilizowany w sierpniu 1939 roku i dostał się do niewoli niemieckiej, gdzie spędził 5 i pół roku.  Sendlerowie rozstali się w 1947. Także w tym roku Irena wzięła ślub ze Stefanem Zgrzembskim (właściwie Adamem Celnikierem). „Pisząc w 1981 r. o swoim drugim mężu, ukryła, że był on Żydem i jednym z powodów, dla których tak często bywała w getcie, była miłość do niego. Nie afiszowała się też z faktem, że przed wojną był on mężem jej przyjaciółki, której go odbiła, sama będąc mężatką.” Irena miała z nim trójkę dzieci, jednak także i to małżeństwo zakończyło się rozwodem w 1961 roku.  Źródła podają, że miesiąc po śmierci Celnikiera ponownie związała się z pierwszym mężem, Mieczysławem Sendlerem. Tym razem małżeństwo przetrwało 10 lat i Sendlerowie rozstali się po raz kolejny. Podobno przyjaźnili się do końca życia.

W całej historii Ireny Sendlerowej najbardziej niesamowite jest to, że była zwykłym człowiekiem. Ani w 100% kryształową muzą ani w 100% kłamcą, popełniającym błędy. Była zwykłym człowiekiem; takim, którego stać na bohaterstwo i takim, który się myli i potyka. I myślę sobie, że źle jest z nami, jeśli tak jak Anna Bikont za sukces uznajemy tryumfatorskie czepialstwo wynikające z odkrycia, że projekt „Life in a jar” jest błędem, bo Sendlerowa i Jadwiga Piotrowska ukryły spis uratowanych dzieci (wraz z ich prawdziwymi nazwiskami) w butelkach a nie słoiku, jak sugerował tytuł przedsięwzięcia. Powinniśmy zapamiętać jedno: Irena Sendlerowa była zwykłym człowiekiem, zdolnym do niezwykłych rzeczy a jednocześnie mogącym się mylić, potykać czy popełniać błędy. Tak, jak my wszyscy.